niedziela, 16 sierpnia 2015

back to the pointe


źródło: http://geneschiavone.com/


      Od tygodni nie ćwiczyłam w pointach... może to najwyższa pora, by rozruszać wreszcie stopy i do dawnych ćwiczeń, popracować choć odrobinę nad siłą stóp, balansem? Tęsknię nawet za tym jedynym w swoim rodzaju bólem, jaki daje praca stóp w pointach. To niesamowite, jak wiele bólu w balecie daje tyle samo satysfakcji i przyjemności... Pamiętam moją pierwszą lekcję w pointach - to ogromne zaskoczenie, że baletowe buty są "aż tak twarde". Z bólu i wysiłku w walce z materią point drżały mięśnie nóg, a umysł próbował zrozumieć, jak pracą stóp można wprawić w taneczny ruch ten piękny przedmiot obity satyną. Po tej lekcji jeszcze kilka razy walczyłam w domu  z twardością point i tę pierwszą parę mam do dzisiaj - nie złamała się (moje stopy nie są zbyt silne), ale ich czubek zmiękł, mogę teraz jedynie przećwiczyć w nich lekcję, bez zbyt długich pozycji en pointe. Pamiętam kolejne zajęcia i kolejne godziny spędzane z pointami, ćwiczyłam kolejno na dwóch salach. Nigdy potem już nie miałam prawdziwych lekcji na pointach z pedagogiem*, uczyłam się sama w domu, ale z ogromną ostrożnością. Każde najmniejsze zatrzymanie się w balansie do dzisiaj daje mi wiele radości...


          Być en pointe, coś wyjątkowego...


* jedynie kilka zajęć parę lat później, w czasie których po pięciu minutach przy drążku musiałam od razu ogarnąć krótką choreografię - wtedy mnie to przerażało, trudno jest tańczyć cokolwiek na pointach bez solidnych podstaw technicznych; teraz brakuje mi tamtych chwil, nie doceniałam ich wartości, choć moje techniczne braki skutecznie uniemożliwiały mi konstruktywne wykorzystanie tych godzin...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz